Ta zadyma to ja i Natalia, zaraz po donośnym "bum" ze strony dmuchanego pontonu, na którym zjeżdżałyśmy. Jednocześnie. Później będzie więcej (dużo więcej) zdjęć, może nawet na nich będę.
Było genialnie, genialnie, genialnie! Najlepsze zimowisko, ba, wyjazd, na jakim byłam. Wieczorne rozmowy, zajęcia, tematyka, oboźne, mój super-fajny zastęp, z którym ciągle miałam ubaw po pachy, stroje, nasz kominek, Drozdy, możliwość odpoczynku, trzydziesta sprawność no i zamknięcie stopnia jako zwieńczenie. Wszystko po prostu. Tego się nie da opisać, trzeba było po prostu przeżyć. Oj, będzie co wspominać. Zaryzykuję stwierdzenie, że nie zmieniłabym absolutnie nic. No dobra, może tylko podejście niektórych osób, ale to nic w porównaniu z całą resztą fajnych rzeczy.
Wirus był zuy, ale to nic. Nawet Gośka, która go złapała nie narzeka, toteż jest świetnie.
Za piosenki zimowiska można uznać "Bolero" i "Watrę". Przeżywają drugą młodość. Teksty zimowiska pozostaną dla wtajemniczonych.
Berety zostają, postanowione. Chociaż śmiesznie się je zakłada.
W ogóle rozpadł mi się w drodze mój brzuch wonsza. Ale skleiłam kropelką i styka. Jutro będę malować! (Gośka - weź, twojego też skleimy!)
"Bądźcie moją lewicą i prawicą!"
(bez podtekstów politycznych proszę!)
Chcę jeszcze raz. I mam nadzieję, że ten "jeszcze raz" będzie.