Od dwóch miesięcy mieszkam za granicą u pewnej rodziny. Mieszkanie w tak bliskiej relacji zabija moją swobodę. Jestem spokojną duszą skłonną do zadumy. Przebywam u ludzi, którzy odmowę zjedzenia obfitych posiłków, słodyczy do kawy dwa razy dziennie i przekąsek oraz trunków przed telewizorem (nienawidzę kurwa oglądać telewizji) w godzinach wieczornych traktują bardzo osobiście. Przy tym wszystko rozwiązuje się fochami, prychami i jebanym krzykiem.
Muszę spiłować paznokcie, bo ranią mi podniebienie.
A gdyby tak po zmyciu podług, wyrzyganiu się jeszcze z dwa razy, obejrzeniu serii o mordercach i wstawieniu prania poudawać dziś szczęśliwego elfa, zrobić gorący chai z mlekiem i ulokować się na kanapie z nową książką.
M.