Ściąganie empetórjek, ściaganie spodni, ściąganie twarzy.
Zimno sie zrobiło.
Na nic sensownego mnie aktualnie nie stać, nic z siebie nie wykrzesam.
Ale i tak, mimo wszystko, cos mi mówi, że jest lepiej. Nie myślę już o problemach, nie chce mi się żygać, nie mam za ciasnych skarpet, błoto nie wlewa mi sie nosem i nie mam kaca :>
No tak a propo, za 3 tygodnie level 2 w dziale "alkoholowa apokalipsa"
póki co, cieszę się tym zimnym, szarym dniem i patrzę na moją sterte książek z 2 mm warstwą kurzu. Nie ma na to czasu
dyń dyń.