wrócił do domu i wpadł na genialny pomysł urodzinowy. zadzwonił po chłopaków, ustalili szczegóły. Późnym wieczorem wyciągnął mnie na spacer, pod pretekstem poważnej rozmowy. gadaliśmy o wszytskim, a tematy podkrecajace mnie same się nasuwały. w końcu stwierdził, że pójdziemy na lotnisko gdzie latał i tak bardzo chciałby spotkac tych wszytskich ludzi. Zgodziłam się, bo uwielbiam niebo noca, takie piekne rozgwieżdżone, takie jak wtedy, a na lotnisku widac je bardzo dobrze. w połowie drogi, stwierdziłam, że nie chce, że się za bardzo boje, chciałam byśmy zawrócili. ale tak ładnie prosił, nie mogłam odmówić! I zaczął się cały koszmar, 'coś' się rzuciło, zasłoniło mi całą twarz, slyszałam tylko, że mam uciekać, ale już było za późno, wrzucili do samochdu jak wrek ziemniaków, nieświadomie dusili, a ja modliłam się pod nosem, by przeżyć. pojechaliśmy, nie miałam pojęcia gdzie nas wywożą, słyszałam tylko jak w bagażniku go biją. jechał bardzo szybko, bałam się.. Bardzo się bałam. OStry zakręt i.. zatrzymał się. wyrzucili Go, mówił coś, błagał o litość, kazali i mi wysiaść i nagle.... strzał! A poźniej, że 'kolej na mnie'.. dotarło do mnie, że to już nie przelewki, że czas najwyższy się bronić, bo zaraz może być za późno! zaczełam, krzyczeć, wyrywac się i... ' sto lat sto lat niech żyje żyje nam...'. stała w szoku, nie wiedziała co się dzieje, przecież właśnie mieli ją zabić.. i dotarło do niej: to miała byc ta 'niezapomniana osiemnastka'!
no cóż, niezapomniana była napewno, ale nie róbcie tego nikomu, bo może się skończyć, gorzej niż w moim przypadku.
wielki dzień? pfff..
przyjdzie? we will see..
a wszytsko rozstrzygnie sie za 46 godzin..