dobra mina do zlej gry. i tak cala pielgrzyme. musze przyznac, ze to byla najciezsza pielgrzymka ze wszytskich na ktorych bylam. i nie mowie tu wcale o ciezkosci fizycznej. Psychika mi siadla. mam taki metlik ze sama nie wiem od czego zaczac. ciagle placze ale czy to ma jakis wiekszy sens? myslalam ze to cos zmieni, ze jak sie dowie to sie postara.. i chujnia z grzybnia. nie wiem juz brak mi sil do dalszej walki. a za pasem szkola. i jak ja mam tam wrocic? czy ja popadam w jakas histerie? a moze brakuje mi szczerej rozmowy? czy jestem nie normlana? czy jeszcze keidys bede umiala pokochac?
metlik i motylki. tysiace mysli na minute.
; (
dziekuje tym ktorzy sie staraja pomoc. ;*