leczę duszę z przedawkowania osobowosci.
wyjechali z domu wreszcie, wyczołgali się wszyscy na plażę, radio tylko gra i ja.
dzisiaj wyciągnęłam z garażu sztalugi ojca, które dawno już myślałam że wyjechały do Karlsruhe.
mam dużo nikotyny. aż mi dymią żyły. będę malować. jak w końcu uda mi się dotrzeć do akryli... a nie przysiadywać to tu to tam i strzepywać muchy z leniwych myśli.
hmmmmmmmm...mam ochotę potańczyć.
wczoraj przesadziłam. trochę. :P obalaliśmy przeprowadzkę igi do Berlina. ("kocham cię, ale mam przejebane!") najbardziej mnie boli, że już nigdy nie zerwiemy się razem z lekcji...ahh. 6 rano dziś pociąg do szczecina.
poimprezujemy ale na hackescher markt ; >
przez przypadki się odmieniam kiedy ciebie nie ma.