jestem negatywny, po podsumowaniu mojej paplaniny na kartce papieru wychodzi na to że na 99% mojej osoby składa się stres i więcej stresu, zostawiając 1 marny procent na jakąś osobowość albo po prostu na mnie, na ogół, na mnie jako osobę i ludzkie istnienie. 1 marny procent mnie we mnie, 1 marny procent czegoś, co nie sprawia że mam ochotę zabarykadować się w łóżku, ustawiając poteżne waly antywszystkiemu i nigdy nie wychodzić. jestem zestresowany tym, że zaraz znowu będę zestresowany. znowu przesadzam. tak, było też coś o przesadnych reakcjach. such a drama queen. boli mnie głowa. znowu.
nie chce mi się i nie mam siły do kwadratu.
pałam jakimś tragicznym obrzydzeniem do samego podejrzenia samej siebie o to że ja sama mogę być hipochondrykiem. a co trzecie moje zdanie zaczyna się od słów, ja, mnie, mi, po mnie, dla mnie, ja, ja, ja, ja, ja. to nic złego. w końcu na kim miałbym się skupiać.
a może wcale tak nie jest, może znowu przesadzam.