Był sobie łabądek...
Młody - jeszcze szarawo - brązowy...
Bo chciał być dorosły...
Bo chciał posiąść szczeście na własność...
Bo był jeszcze gryzipiórkiem... (gryzł własne piórka xD)
Wskoczył n aniebieski daszek by podpatrzeć, co robią dorosłe łabędzie...
Zobaczył szóstkę białych ptaków siedzących wokoło ogniska krzyczących...
"ksydy ksydy ksydy ! przybądź o ksydy!"
"wysłuchaj naszych próśb"
Młodemu łabądkowi spodobało się to i też zaczął krzyczeć...
Gdy jego prośby nie zostałuy wysłuchane stwierdził, ze ksydy nie istnieje i zaczął je przeklinać...
Wtenczas niebo się otworzyło, zza chmur wyłonił się wielki FAK (pięść z wysuniętym środkowym palcem) oznajmiając młodemu łabądkowi, iż nie uczinił najlepiej...
Dorosłe łabądzie siedzące wokół ogniska widziały tylko blask błyskawicy...
I słyszały pisk młodzieńca...
Wybudowały mu słomiany pomnik przy niebieskim daszku na którym poraz pierwszy i ostatni przeklinał ksydy...