Zapięłam tylko pasy, tak samo jak mój narzecony i szybko ruszył przed siebie. Do Stratford dojechaliśmy bardzo szybko, David znał miasteczko jak własną kieszeń i zaraz byliśmy pod szpitalem. Zauważyliśmy samochody jego rodziców, oraz reszty rodziny, która mieszkała w Kanadzie. Oboje szybko wysiedliśmy z auta i udaliśmy się do budynku. David podbiegł do pierwszej napotkanej pielęgniarki i zapytał się o to gdzie leży jego dziadek. Ona pokazała mu poczekalnie, gdzie siedziała jego rodzina. Złapał mnie za rękę i razem do nich podeszliśmy. Jego babcia płakała, a mamy nigdzie nie było.Widziałam też tatę David'a, który również miał spuszczoną głowę, a mi samej zrobiło się jeszcze bardziej przykro, kiedy ich widziałam. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić jak okropnie musiał się czuć teraz mój narzeczony, który od razu powędrował w stronę babci i mocno przytulił ją do siebie. Nigdzie nie widziałam Jazzy i Jaxon'a i bałam się także o nich, bo byli dopiero młodzi, nie wszystko rozumieli, a już przytrafiła im się tak niemiła sytuacja. - Dzieciaki są w kąciku dla dzieci, pilnuje ich jedna z pięlęgniarek - powiedział tata David'a patrząc na mnie, kiedy zauważył, że się rozglądałam. W tym samym czasie obok nas przeszła jedna z pielęgniarek i chciała wejść do sali starszego człowieka, ale David szybko wstał i do niej podszedł. - Czy.. czy mogę do niego zajrzeć? Proszę.. - powiedział błagalnym tonem. - Przepraszam, ale.. - Proszę, to dla mnie bardzo ważne - przerwał jej, a ona chwilę się wahała, po czym zaprosiła go gestem dłoni do sali, a ja posłałam mu smutny uśmiech w celu wsparcia. David zniknął za drzwiami pokoju, w którym leżał jego dziadek, a ja czekałam na niego z rodziną. Usiadłam koło jego babci i mocno ścisnęłam ją za dłoń. Wiem, że takie rzeczy się zdarzają i to mógłby być każdy z nas, albo ktoś z mojej rodziny, ale tak bardzo się z nimi z zżyłam, że mnie samej chciało się płakać. Ale nie mogłam tego zrobić, nie tutaj. Musiałam wspierać David'a i resztę jego rodziny. Minęło dobre pół godziny, kiedy z sali wybiegł David z płaczem, minął miejsce w którym siedzieliśmy i pobiegł w kierunku wyjścia. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wiedziałam, że w takich momentach on po prostu woli zostać sam, ale nie mogłam go tak zostawić i udawać jakby nic się nie stało. Wstałam z miejsca i ruszyłam za nim. Kiedy wyszłam na zewnątrz, nigdzie nie widziałam jego postaci, jednak po chwili zauważyłam jego skulonego na jednej ławce obok szpitala. Podeszłam do niego wolnym krokiem i usiadłam obok niego. Słyszałam jak płacze, przez co łamało mi się serce. - Nie udało mu się, rozumiesz ? Nie udało się.. - w tym momencie już nie wytrzymałam i rozpłakałam się razem z nim. Było mi cholernie przykro, nie wiedziałam jak mogłabym go pocieszyć. To miał być wspaniały dzień, gdzie każdy będzie chodził uśmiechnięty od ucha do ucha. Mieliśmy zrobić obiad i zaprosić resztę jego rodziny do nas, a jednak los chciał inaczej. Przytuliłam go mocno do siebie, wiedząc że żadne słowa nie są w stanie mu pomóc, że teraz jedyne czego on chce to przywrócić go z powrotem, a to nie było możliwe. Płakałam razem z nim. Może dlatego, że sama pokochałam tego człowieka i wiedziałam jak bardzo musi cierpieć teraz David. Nie zdążył spędzić z nim tak dużo czasu, ile pragnął. Nie zdążył spełnić swoich planów z nim, o których już rozmawiali naszego poprzedniego wyjazdu do Kanady. Po prostu wszystko znikło razem z nim, prócz tej miłości, którą wszyscy darzyli tego człowieka. - David ? - oboje odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził nas słodki głos Jasmin. Rzuciła się w jego ramiona i przytuliła go mocno do siebie. Zaraz za nią przybiegł Jaxon i usiadł mi na kolanach. Jego tata poprosił mnie na chwilę, na bok. - Czy moglibyście zabrać do siebie na chwilę dzieciaki ? - Oczywiście, nie ma problemu - odpowiedziałam szybko, a on posłał mi wdzięczny uśmiech i wróciliśmy na swoje miejsca. - Dzieci, co wy na to, aby jechać zobaczyć ich nowy dom? - tata David'a starał się, aby zabrzmiało to entuzjastycznie, ale nikt nie miał teraz humoru, aby się uśmiechać, czy robić sobie żarty. - Taak! - krzyknęła głośno Jazzy i podbiegła do mnie mocno się we mnie wtulając. Odwzajemniłam jej uścisk, a kiedy się odsunęłam, złapałam ją za jej małą rączkę i wykonałam taki sam gest w strone młodego chłopca, który od razu do mnie podszedł. - Zaczekamy w samochodzie - powiedziałam do David'a, który nadal siedział na ławce i wiedziałam, że jego tata chce z nim porozmawiać, więc odeszłam w kierunku auta, zostawiając ich samych. David przyszedł do samochodu, kiedy skończył rozmawiać ze swoim ojcem. Już nie płakał, uspokoił się, bez słowa odpalił auto i ruszyliśmy w drogę do naszego domu. - Odwieziemy ich wieczorem, kiedy jakoś uda im się uspokoić babcie i wymyślą w jaki sposób im to przekazać - odparł David, kiedy wpuściłam dzieciaki do domu, a razem wypakowywaliśmy rzeczy i walizki z samochodu. Kiedy weszliśmy do domu, różnił się on od poprzedniego razu. Dzięki ekipie, która pomogła nam, kiedy my byliśmy w Nowym Jorku, dom wyglądał tak, jak wyplanowaliśmy. Wciąż mieliśmy do zrobienia małe rzeczy, jednak to tylko małe błahostki, za które wkrótce obydwoje zamierzaliśmy się zabrać. Odstawiłam walizki w naszej sypialni, która była wielka i przestronna i wróciłam do rodzeństwa David'a, którzy usadowili się na kanapie i obserwowali co robimy. Usiadłam obok nich i delikatnie sie uśmiechnęłam. - Może jesteście głodni? Możemy coś zamówić - zaproponowałam, a oni pokręcili przecząco głowami. - Allie, co się stało, że byliśmy w tym niemiłym miejscu i wszyscy płaczą? - spytała Jazzy. Spojrzałam na David'a, który usiadł koło mnie, nie chciałam ich okłamywać, ale nie wiem, czy mogłam powiedzieć im o tym. - Byliśmy tam, ponieważ dziadek umarł i dlatego wszyscy teraz są smutni - odparł krótko David. - To znaczy, że on już nie wróci ? - dopytywała się, w jej oczach czaił się strach. Usiadł na przeciwko niej i uśmiechnął się. - Tak Jazz, on już nie wróci, ale nie musisz się martwić, ponieważ tam jest mu dobrze i pewnie teraz z góry nas obserwuje. Oczy dziewczynki się zaszkliły, więc szybko przytuliłam ją do siebie, nie wiedząc jak inaczej mogę jej pomóc. Była młoda i nie zasłużyła już na taką stratę. Miała prawo go poznać, tak samo jak Jaxon, czy David, a teraz żadne z nich nie miało tej możliwości. Zostały im tylko wspomnienia, zdjęcia i uczucia co do tej osoby, która zawsze będzie w ich sercach. Jaxon szybko podszedł do David'a i mój narzeczony również przytulił go do siebie, wiedząc, że chłopak może nie zdaje sobie sprawy z tego jak poważna jest sprawa, ale odczuwa to tak samo. Jaxon wtulił się w ramiona David'a, a on sam uścisnął moją dłoń. - Nigdy nie pozwolę, żeby tobie coś się stało - odparł szeptem, a w moich oczach od razu pojawiły się łzy, jak na zawołanie. Nie wyobrażam sobie, żeby i jemu coś się stało. Nie potrafię dopuścić myśli do siebie, że mogłoby go zabraknąć. Tuliłam do siebie Jasmine, aż zasnęła, David'owi również udało się ukołysać do snu Jaxon'a. Położyliśmy ich w naszej sypialni i po cichu zabraliśmy się do wypakowywania walizek i kartonów. Nie miałam na to teraz szczególnej ochoty, ale mój narzeczony postanowił czymś zająć swoje myśli. Czy wszystko miało się teraz zmienić? Bałam się, że po tym wszystkim będzie gorzej niż przypuszczaliśmy, że po prostu nie wpłynie to dobrze na niego, jak i jego rodzinę. Wiedziałam, że trudno jest się z kimś pożegnać, na zawsze. Zwłaszcza, że nie miało okazji się z nim dobrze poznać, a było to dopiero w niedalekiej przyszłości, a jednak w jednej sekundzie wszystko się zmieniło.Dwie godziny później zadzwonił do mnie tata David'a, zapytać się co słychać u dzieciaków. Opowiedziałam mu wszystko, o tym, że David powiedział im co się stało, ponieważ domyślili się, że coś się stało i chcieli wiedzieć co dokładnie. Nie miał nam tego za złe, ale domyśliłam się, że wolałby powiedzieć im to sam. Później poprosił do telefonu David'a. - Przywiozę ich za godzinę, półtorej..chciałbym skończyć rozpakowyanie się, a Jasmin i Jaxon jeszcze śpią. Przepraszam, że im o tym powiedziałem, ale nie są głupi i widzieli, że coś się stało, przecież nie mogłem ich okłamać. Usłyszałam jeszcze kawałek rozmowy mojego narzeczonego ze swoim tatą, po czym oddał mi telefon, a po jego minie było widać, że się martwi. - Może on ma rację, może łatwiej byłoby gdyby się dowiedzieli potem - powiedział, a ja spojrzałam na niego. - Nieprawda, David. Mają prawo wiedzieć, to był też ich dziadek, więc nie obwiniaj się za coś dobrego - odpowiedziałam mu. - A teraz chodź, miejmy to już z głowy. - wyciągnęłam w jego kierunku rękę i pociągnęłam go w stronę samochodu gdzie była reszta kartonów. Bez słowa poszedł za mną, nie puszczając mojej dłoni. Kiedy złapałam za pierwszy karton i odwróciłam się w stronę David'a, żeby podać mu go, zobaczyłam morze łez płynących z tego oczu.
ciąg dalszy w następnej notce..
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika trustissues.