ohh god, jakże tęsknię za takim lśniącym, dojrzałym zbożem, szumem wiatru, komfortem termicznym, słońcem, niech już będzie, że nawet za piaskiem na plaży tęsknię!
a najbardziej brakuje mi letniego deszczu i tego zapachu, oddam życie za taki deszcz.
mogłabym też doliczyć nieskończenie wiele dni lenistwa, patrzenia w chmury, łażenia na leśno-zbożowe spacery, wieczory na krzyni!
marzy mi się też majówka, w tym roku nierealna, ale przez łzy widać w oddali te błogie dni kilka-dni-później. myślę, że dam radę to sobie zrekompensować...
dołujące jest uczucie, kiedy zamykam oczy i czuję zapach letniego ogniska, smak piwa w ustach i ciepło czerwcowego wieczoru na skórze. sa-dy-sty-cznie!
zaciskam zęby i biorę się w garść regularnie od września, a potem od-po-ferii, ale w końcu się wezmę. nie wiem jeszcze jak, ale wezmę się. i przeczytam potop! no, dobra, streszczenie potopu. ale przeczytam! i zrobię całą masę innych niezwykle ważnych rzeczy.
i przede wszystkim nie będę opuszczać zajęć, dochodząc do wniosku, że potem może mi tych lekcji brakować. w sensie sentymentalnym, nie merytorycznym.
she had the world!