Z naszego życia odchodzi wiele osób, ale oczywiście bardziej zauważamy zniknięcie tych na kórych nam zależy.
Ile razy zastanawialiście się czy ta druga osoba tak samo reaguje na świadomość, że miejsce na ławce nie będzie już zajmowane przez drugą połowę, przyjaciela czy branią duszę?
Ze śmiercią jest tak samo. Bijemy się w serce płacząc nad tym, że koś bliski odchodzi, pytamy " czemu akurat on/ona!?"... tylko, że nikt nie zwraca uwagi na to, że umierają wszyscy - ale zauważamy boleśnie śmierć osób na których nam zależy.
W romantyźmie często śmiercią nazywano nie śmierć fizyczną, a przeżycie nieszczęśliwej miłości.
Co bardziej boli? Gdy odchodzi ukochany czy gdy umiera bliska osoba?
Pozdrawiam
Nyks