W czterech ścianach rodzą się demony.
To, co zdawało się być oswojone,
zaczyna rzucać cienie,
które budzą lęk.
Nieważne, że to przecież TO krzesło,
na którym siedzieliśmy wygodnie przy śniadaniu...
I pół biedy, gdy w grę wchodzi tylko wyobraźnia,
/wtedy strach z czasem gaśnie, zamiast się rozwijać/
gorzej, gdy chodzi o rzeczywistą metamorfozę.
Sam na sam ze swoim Strachem-
co zrobisz?
Znasz już te kształty,
nie boisz się ich bez powodu.
Wiesz, że wrócą, by Cię dopaść.
Nawet jeśli na razie zostawiają trwały ślad
jedynie w Twojej głowie.
Nie masz dokąd uciec.
To co rodzi się w czterech ścianach,
zostaje w nich.
/A więc jestem jedną z tych złamanych kobiet bez twarzy?/