Choć mam wrażenie, że fizycznie każdego dnia opadam z sił,
to świadomość, że nic nie jest w stanie skruszyć tego najważniejszego,
fundamentów mojego bytu, zapewnia mi trwanie przy zmysłach.
Wciąż czuję się indywidualnością,
osobnym, pojedynczym bytem,
bardziej zintegrowana z mężczyzną,
którego kocham niż z Ziarenkiem,
które we mnie kiełkuje.
Potrzeba czasu,
na razie to tylko 8cm [!],
lecz będzie rosło z każdym dniem
i może we mnie wyrośnie w końcu poczucie,
że to się dzieje naprawdę, nieodwracalnie.
Miłość każdego dnia budzi we mnie podziw swoim nieokreślonym zasięgiem.
Trzeba mi spokoju i mam spokój, i choć na zewnątrz panuje wojna,
ja w swoim bunkrze jestem z dala od niej, bezpieczna. Na razie.