Pada deszcz, gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia. W korytarzu i w kuchni pada też. Przyklejona do ściany zwijam mokre dywany. Nie od deszczu mokre lecz od łez.
O sobie: Ręce mam teraz bardziej spokojne.
Do miasta już tak się nie rwę.
Wciąż lubię wiatr i trochę czytam.
Myślę o śmierci, zanim zasnę, bo to jest, być może, powrót.
Jestem wciąż niejasna, niesyta.