Z powodu zaistniałych zdarzeń musiałem umieścić tu wpis (wpis - brzmi tak akademicko XD)
Tak jeszcze poza tym, to semestr się prawie kończy a sesja już za tydzień... A roboty wcale nie ubywa...
No ale taka już dola studenta
A teraz - do rzeczy:
Wracałem dziś z Bdg pociągiem spółki Przewozy Regionalne (nazwy potrzebne do opisu dalszych zdarzeń) relacji Bydgoszcz Główna - Poznań Główny. Godzina 12:15 - pociąg się podstawia, na peronie pełno ludzi (ostatnio w ogóle jakoś wszędzie ich pełno) - więc w pociągu tłok... Zająłem sobie miejsce w pierwszym przedziale w pierwszym wagonie. Zapowiadała się normalna podróż...
Kiedy zajmowałem miejsce, miejsce zajmował także naprzeciw mnie starszy pan, z dużym bagażem. Usłyszałem jedynie "- okej?", więc z przyzwyczajenia kiwnąłem głową i oboje usiedliśmy. Owy pan wyjął z torby mapę "Polen", co wg mnie, dało sygnał, że pan nie stąd, i rozglądając się dookoła, przyglądał się tejże mapie.
Pociąg ruszył. Wszystko było w porządku. Do czasu gdy przyszedł konduktor. Pan z naprzeciwka pokazał bilet, a pan konduktor odpowiedział "- to na InterCity jest. Inna firma.". Starszy podróżnika patrzył na niego pytająco i potem na mnie, zapytał "-How?"... I już wtedy wiedziałem, że to podróżnik z daleka... Oczywiście, jak sie spodziewacie, konduktor ni w ząb po angielsku mówić nie umiał, o rozumieniu Podróżnika nie wspominając...
Jako że na angielskim uważałem, a maturę szczęśliwie zdałem, postanowiłem włączyć się w rozmowę i pomóc Podróżnikowi. Wyjaśniłem mu co i jak, że musi kupić nowy bilet u konduktora, a stary może zwrócić w Pzn. A pan jechał do Frankfurtu.
Po całym tym zamieszaniu powiedział mi z uśmiechem na twarzy: "- new experiences, new experiences..."
Jak się też dowiedziałem pan mieszka w Kanadzie i jest związany z branżą chemiczną , a po pewnej chwili wyjął z torby białą reklamówkę, położył ją na tym pkp-owskim stoliczku i powiedział: "- souvenirs for You" - i tak o to dostałem piękny kalendarz z kanadyjskimi górami, za okazaną pomoc...
I może w całej sytuacji nie ma nic nadzwyczajnego, ale chcę zwrócić uwagę na to, jak ubodzy językowo jesteśmy... Po pierwsze - w kasie kobita sprzedała Podróżnikowi bilet na pociąg, który w ogóle nie jechał, po drugie ten kondutkor, który potrafił tylko powiedzieć nowy "ticket"...
A kiedy drugi człowiek patrzy na Ciebie zmartwionym wzrokiem, bo przecież nie rozumie w ogóle o co chodzi temu kolesiowi w czapce i z kasownikiem w ręku, robi Ci się jakoś dziwnie, zaczynasz się martwić razem z nim...
A ok. 16 odjeżdża pociąg do Frankfurtu...