Masz ja, wszystko. Tak myslisz. Jebie sie nie nie Twoja wina, a i tak stanie sie ze bedzie Twoja. Bierzesz na siebie rozmyslasz, zabijasz sie. Dzialasz by bylo lepiej, naprawiasz starasz sie, stajesz na glowie. Nic z tego, zadowolenia na jej twarzy nie widac, slowa nie sa calkowicie pozytywne, nijakie. Chcesz ja walczysz a ona tak poprostu rowna Cie z ziemia, ale jej dwa slowa i przytulenie znienacka dziala na Ciebie tak ze miekniesz, serce bije coraz mocniej i nadzieje, ze bedzie juz tylko lepiej a po czasie rowna Cie z ziemnia ktorys raz z rzedu. Tracisz juz nadzieje na wszystko i tak za kazdym razem. Szukasz punktu wyjscia jak zapobiec bolowi jak zapobiec wszystkim noza ktorymi rzuca kazdego dnia w Ciebie. A Ty nadal jestes, jestes dla niej pomimo ze ona nie jest dla Ciebie. Zacznij zyc, otrzasnij sie, nie zyj tak dluzej.
Nie mow o niczym. Zamknij sie.