"Mały drobiazg" zaczyna drugi raz.
20.11 pojawił się ostatni wpis, szło dobrze. Później stwierdziłam, że nie chce mi się pisać codziennie, nie miałam czasu.
W konsekwencji tego całkowicie zapomniałam o pb, przepraszam.
Jak potoczyła się moja historia przez ten niecały miesiąc?
Cóż, można powiedzieć, że początkiem grudnia całkowicie wszystko sobie odpuściłam, jadłam co popadnie i ile popadnie, nie ćwiczyłam.
O dziwo waga nie przekroczyła nigdy 59kg, choć zdarzało mi się przez kilka dni z rzędu jeść niezdrową żywność.
Od zeszłego poniedziałku jestem przeziębiona, mało co jem, ale ćwiczę.
Kupiłam rowerek stacjonarny, w piątek doszedł.
Od tego dnia przejeździłam już 7h i 38min (71,6 km). Prowadzę dokładne zapiski.
Nie wiem czy ufać ilościom spalonych kalorii
(na rowerku wyszło 971, a w kalkulatorach internetowych czy np na endomondo.com wychodzą w ogóle jakieś kosmiczne, 3x większe liczby).
Nie jest to istotne, teraz bardziej patrzę na wymiary, kilogramy to sprawa drugorzędna (ŁAŁ, czegoś się chyba nauczłam...)
Przez przeziębienie mam dziwny posmak w ustach nawet mimo częstego mycia zębów.
Nie mam apetytu, bardzo malutko jedzenia wystarczy mi do przeżycia dnia (przez ostatni tydzień nie przekraczałam na pewno 400 kcal dziennie (!), a mimo to miałam siłę, aby jeździć tyle godzin na rowerku.
Został mi już tylko kaszel do wyleczenia, braku apetytu raczej nie chcę wyleczyć, dobrze mi z nim.
Bilans:
kromka pieczywa lekkiego 7 zbóż, trochę masła, pół plasterka szynki z kurczaka
mała miska rosołu bez makaronu
budyń
Białko: 22,7g | Tłuszcz: 14,7g | Węglowodany: 55,1g | Błonnik: 1,6g | Kalorie: 437