Opowiadanie Liliany R.3 cz. II
-Nie wiem jak Ci dziękować, strasznie się o nią martwiłem.- powiedział chłopak.
-Nie ma za co.- odparłam, po czym odwróciłam się i odeszłam. Chciałam pomóc tej małej, nie jemu. Nie zapominajmy, że
nadal byłam sobą, czyli osobą dość aspołeczną. Wróciłam na grób, ale coś po drodze przykuło moją uwagę, na środku
alejki leżał telefon. Szybko oszacowałam, że wart był około tysiąca złotych. Włożyłam go do torby i siadłam przy grobie.
Nie, nie modliłam się, nie jestem katoliczką. Ja po prostu z nią rozmawiałam, mówiłam do niej, opowiadałam o tym co
u mnie, co czuje, była moją jedyną powierczniką. Siedziałam tak do nocy. Jak wróciłam do domu ojca jeszcze nie
było, pewnie leżał gdzieś pijany. Zjadłam kromkę chleba z masłem i położyłam się na tapczan. Jeszcze chwile
poleżałam obmyślając plan działania na następny dzień, po czym zasnęłam.
W środku nocy obudził mnie huk. Ojciec wszedł do domu razem z drzwiami.
-Ty szmato ! Zamknęłaś drzwi abym nie mógł się tu dostać.- zaczął się drzeć, zataczając kolejne kółko.
Mogłam się sprzeczać, ale po co? I tak by to nic nie zmieniło.
-Jesteś taka jak Twoja matka, beznadziejna szara gęś- krzynął. To wyprowadziło mnie z równowagi, mnie może
obrażać, ale nie ją. Wstałam i wymierzyłam mu siarczysty policzek. I to był chyba błąd. Oddał mi trzy razy mocniej
butelką, zatoczyłam się i poleciałam do tyłu. Miałam rozciętą wargę, na ustach czulam smak krwi. Zanim się podniosłam
on już chrapał na tapczanie. Pod wpływem implusu i swojej cholernej dumy zaczęłam się pakować. Wszystkie rzeczy
wrzuciłam do torby i wybiegłam stamtąd. Znalazłam się na dworcu, niestety było to miejsce na powietrzu także
trzęsłam się z zimna. Sama nie wiem jakim cudem dałam radę tam zasnąc. Kiedy się obudziłam wokół była masa ludzi.
Wzięłam swoją torbe i udałam się do obskurnej łazienki. W lustrze przeraził mnie mój własny widok. Byłam
rozczochrana, a na wardze i brwi miałam zachnięte ślady krwi. Umyłam twarz, przebrałam się i wyglądałam w miare
normlanie. Wtedy wyjęłam z torby ten telefon. Na tapecie była fotka tej kruszynki, co chwilę mnie rozczuliło, ale
nie mogę mieć wyrzutów sumienia skoro chce przetrwać. Z zapisków w telefonie dowiedziałam się, że chłopak ma na imię
Gabriel... Hmmm pasowało do niego i jego aniołkowatego wyglądu. Zresetowałam zawartość telefonu i udałam
się w kierunku poszukiwania jakiegoś dobrego pasera. Wszyscy jeszcze spali, przechadzałam się pustymi ulicami przedmieści.
I wtedy zobaczyłam jak nad jednym z budynków unosi się dym. Na początku chciałam to olać, ale wtedy zobaczyłam
na piętrze małą dziewczynkę, do złudzenia przypominającą Amelkę. Stała w oknie i blagała o pomoc. Chwila kalkulacji
i już wiedziałam co zrobie. Wbiegłam do domu, który z każdą chwilą był coraz bardziej pochłonięty przez ogień. Przy
schodach stał młody chłopak, na oko w moim wieku i próbował przebić się przez płomienie na górę.
Cdn