Jestem najzwyczajniej w świecie niespokojna, nerwowa. Ale czy to nie to samo? Eh, nieważne. Święta najgorsze w moim życiu. Ale nie chodzi tu o prezenty, jedzenie, czy cokolwiek. Bo te rzeczy były w porządku, nawet bardzo. Po prostu moje samopoczucie wszystko zjebało... Wyszłam w środku kolacji do łazienki i zaczęłam ryczeć. Wróciłam, usiadłam się na kanapę i bawiłam się telefonem, za co dostałam opierdol, bo nie wypada. Ok, rozumiem. . . Ale to nie poprawiło mojego humoru, wręcz przeciwnie. Lecz to jest chyba oczywiste? Gdy przekroczyłam próg domu, wykąpałam się i położyłam do łóżka. Próbowałam czytać książkę, którą dostałam, ale nie mogłam się skupić. Na niczym. Włożyłam słuchawki w uszy, uruchomiłam wifi w telefonie i włączyłam GG. Napisałam do niego, ale czy słusznie? Raczej tak. Tym razem rozmowa nie kleiła się jak wczoraj i nie pisaliśmy 4 godziny do 3 nad ranem, lecz trochę ponad 30 minut. Błahostka, lecz martwi. Potem pomyślałam o swoim byłym i zaczęłam ryczeć jak małe dzieko, nie potrafiłam się uspokoić. Wyżyłam się na przyjaciółce i koledze, ale nie obrazili się. Dobrze. Poniosło mnie trochę i doskonale o tym wiedziałam. Zaczęłam wciskać w siebie tony czekolady łudząc się, że to coś da. Czy przyniosło skutki raczej nie muszę mówić . . . Potem moja kolejna przyjaciółka na mnie naskoczyła, myślałam, że coś rozwalę, że wybuchnę. Potem już się wyjaśniło. Ale i tak nie rozumiem, dlaczego?! Powoli zaczyna mnie wszystko drażnić i nie wiem za bardzo co dalej. Wiem tylko to, że się zakochałam, lecz znów niewłaściwie. Ale w moim przypadku to już norma.