Święta jak swięta, ale po raz pierwszy nie jest to dla mnie specyficznie magiczny okres, nvm. Prezenty? Pieniądze, co bardzo mnie cieszy, sylwester w Poznaniu mam już opłacony, fuck yeah. Nie przejmuję się biletami, kasą na fajki, chlanie, żarcie, megustaaaa.
Burdel mam w zyciu, straszny. Nie umiem niczego poukladac, chocbym robila wszystko, myslala intensywnie nad zrobieniem tego cholernego porzadku - nie umiem, wszystko burzy sie wraz z pierwsza mysla. Jestem obrzydliwa klamczucha, egoistyczna klamczucha. Ale co poradzic, moja moralnosc jest jak dziwka, juz dawno poszla sie jebac.
Jutro pobawie sie w alkohol. Mhmmmmm... A potem do sylwestra jestesmy grzeczni!
Z jedzeniem jestem mega zszokowana - malo, baaardzo malo, jak na święta.