Czuję, że się cofam. Nie mam czasu na czytanie, rozwijanie swoich pasji, naukę języka obcego. Funkcjonuję jak jakaś maszyna, brakuje mi już na to siły...
Sięgam dna samoNIEakceptacji... Gubię się, dławię łzami. Nie potrafię już patrzeć na swoje odbicie w lustrze... "Jesteś za chuda, jak ty wyglądasz, dziwisz się, że jesteś brzydka" "ZBRZYDŁAŚ" usłyszałam od własnej matki. I nie, tu nie chodzi tak na prawdę o chudość, bo w ubraniach i tak ciała nie widać...
Jak, JAK mam się aceptować? Ja głupia chciałam jej powiedzieć, że myślę o psychologu... Tak, też siebie nienawidzę, mamo.
Chcę zniknąć.
Przepraszam, że musicie to czytać...