Kiedyś, zaraz po szkole rzucałem tornister,
Na boisku z kumplami podpisać listę,
Tak, rozpoczynał grę sędziowski gwizdek,
Po takiej grze miałem, nie jedną bliznę,
To oczywiste - silne łydki i kolana,
Dobrze, że w domu zawsze była gencjana,
Mama - nie przejmuj się, to tylko rana,
Kilka zadrapań to jeszcze nie dramat,
Tak - radość przyniosły mi i kolegom,
Cztery kwadraty, narysowane kredą,
Wtedy potrzebą było mieć kapsle swoje,
Albo zeszyt ze zdjęciami z Gwiezdnych Wojen,
Sąsiedzkie boje, drżały wszystkie budynki,
Gdy na podwórku jeździły motorynki,
Pan samochodzik - znam wszystkie odcinki,
A tak z połowy - reksio i muminki
Turniej w dwa ognie albo w chowanego,
W letnie wieczory to było coś pięknego,
Coś magicznego jest w tych wspomnieniach,
Warto pamiętać czego już nie ma,
Warto pamiętać jak dobry spektakl,
Bo dziś podwórko to szklany ekran,
Świat wirtualny i porno-reklam,
Całe do siebie na miejski przegraj,
Dlatego nie wiem, że największa podnieta,
To dla małolatów najnowsza konsoleta,
To taki letarg, latasz z pistoletem,
A bohater gry jest autorytetem,
Ludzie pozamykani w swoich czterech ścianach,
Zapomnieli dawno o swoich sąsiadach,
Co dziwne nadal nie widzą problemu,
inaczej się żyło 13 lat temu