Tydzień pracowity, ale nudny. Końcówkę sobie odbiłam z Anitką w Malcie <Pzn rlz )). A po drodze wstąpiłysmy do Maćka i trułyśmy mu dupę o kinie. Ale Maciek to Maciek, dupa wołowa i tyle... Lekcje leżą i kwiczą.
Mimo, że minęło juz sporo czasu, nadal próbuje się ogarnąć i wmówić sobie, że to kwestia czasu gdy zapomnę i będę mogła śmiać mu się prosto w twarz. Zakupy, kino, wesołe sesyje z Atą i tak nic nie zmieniają, mimo iz cholernie dążę to wymazania tego wszystkiego, co było, zwykłą gumką codzienności. Tak. Nie daję rady, zbyt mocno kochałam... Zbyt dużo słów, zbyt dużo wspomnień. Był zbyt idealny.