Czy wy też uważacie, że nic nie dzieje się przypadkowo? Ja tak właśnie uważam, a ludzie i sytuacje jakie spotykam są tego dowodem. Tak też i było tym razem, ale po kolei. Cztery lata temu jak sprowadziłam się do tego miasta poznałam mężczyznę. Ineligenty, ambitny, oczytany, dojrzały i MEGA przystojny. Od razu wpadliśmy sobie w oko. Zostaliśmy znajomymi i na tym się zakończyło. Nasze kontakty często ograniczały się do przelotnych spotkań na mieście(wszak to człowiek bardzo zabiegany) i krótkiej wymiany zdań 'Cześć, co u Ciebie. Do następnego, muszę lecieć.". No tak. On przelatywał jak huragan, a ja zostawałam z wielkim westchnieniem "Ah gdyby znalazł tak dla mnie więcej czasu". Tak mijały miesiące, rok za rokiem. Ja w międzyczasie układałam sobie życie po swojemu nie myśląc o nim, bo i tak czułam, że nie mam u niego szans. To człowiek sukcesu, zapracowany. Starszy kolega. W wolnych chwilach spotykał się z kolegą w pubie na piwie, gdzie łapali wenę do pracy. Artysta. Jak ja. Przez te cztery lata było jednak coś co nie dawało mi spokoju, a mianowicie to, że co jakiś czas(z początku regularnie raz w miesiącu, potem rzadziej) wracał do mnie we śnie. Nie pamiętam o czym dokładnie były sny, ale pamiętam, że nawet we śnie liczyłam na bliższą znajomość. Parę razy po przebudzeniu napisałam do niego smsa z takową informacją(tylko, że mi się śnił-nie wdawałam się w szczegóły) i za każdym razem albo wiadomość pozostawała bez echa albo dzwonił, a ja oczywiście nie miałam odwagi by odebrać. Najlepsze jest to, że moje nieosiągalne ciacho ma tendencje do gubienia tel po pijaku i często nawet nie wiedział kto do niego pisze, więc sytuacja pozostawała ciagle bez zmian. Rzadkie, krótkie spotkania na mieście. Często też widziałam go z daleka, ale mijałam bez słów. Miesiąc temu po dość długiej nieobecności w moim życiu(zarówno we śnie jak i w realu) zagościł w moim śnie. Po przebudzeniu byłam dość zaskoczona, ponieważ wcale o nim nie myślałam, a tu znowu powrócił. Postanowiłam do niego napisać. Krótko informując, że nie mogę tego zrozumieć, ale odkąd tu przyjechałam co jakiś czas mi się śni. Jak się spodziewałam nie było żadnej odpowiedzi, więc szybko o tym zapomniałam. Do czasu. W tę sobotę targana silnymi emocjami do Mateusza, z którymi często nie umiem sobie poradzić wyszłam wieczorem w miasto z myślą upicia się na umór i tymczasowego wytchnienia. Niestety nie mogłam znaleźć nikogo do towarzystwa. Poszłam, więc do kina i wykupiłam bilet na film, który i tak miałam zamiar obejrzeć. Seans zaczynał się za godzinę, a ja miałam silne parcie na piwo, więc wróciłam na starówkę kierując się do mojej ulubionej niszowej kawiarni, gdzie sprzedają moje ulubione piwo. Niestety od kilku minut była zamknięta. Poszłam, więc do drugiej, ale niestety tam go nie mieli. Jako outsiderka nie miałam ochoty na żadne puby czy dyskoteki, więc postanowiłam, że wypiję piwo oglądając film. Skierowałam swoje kroki do wyjścia z miasta. Na jednej z głównych ulic szli przede mną dwaj wysocy mężczyźni. Moją uwagę przykuł charakterystyczny chód i elegancki ubiór jednego z nich. Nie miałam wątpliwości, że to moje 'nieosiagalne ciacho'. Ponieważ myślami byłam gdzie indziej nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia dopóki nie przypomniałam sobie, że niedawno do niego pisałam i to co napisałam. Chciałam uniknąć tego spotkania, ale nogi same niosły mnie naprzód i zbliżałam się nieuchronnie w jego stronę, wiedząc, że zatrzymają nas światła na pasach. Niestety. Stanęłam na równi z obydwoma panami. Początkowo chciałam udać, że go nie widzę, ale zaczął mi się bacznie przyglądać, więc odwróciłam się i powiedziałam "Cześć". "Cześć:) Tak właśnie się zastanawiałem czy to Ty czy to nie Ty. Słuchaj. Mam to do siebie, że często topię tel w ubikacji i przez to gubię kontakty. Czy te smsy..."-"Tak, to ja"(wysyczałam i z odrobiną zażenowania odwróciłam głowę w drugą stronę czekając nerwowo na zielone światło.". Moje nieosiągalne ciacho zaczęło do mnie zagadywać i wiedząc, że spieszę się do kina zaproponował 'wypicie piwa na prędce". Zgodziłam się. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. W końcu czekałam na to po cichu cztery lata. "Co w pracy?"-zapytałam. "Nie pracuję już w ***. Nie jestem też właścicielem od półtora roku. Dalej pomimo tego chcesz mieć ze mną kontakt?". "No bez przesady... Oczywiście." Nie wiem czy mówił prawdę odnośnie pracy czy chciał po prostu sprawdzić czy lecę tylko na jego kasę i pozycję społeczną. Mimo wszystko średnio mnie to obchodziło wszak jestem kobietą niezależną i posiadam swoje własne pieniądze. Zapytałam tylko i wyłącznie z ciekawości, ponieważ aktorstwo to nasza wspólna pasja i on dobrze o tym wie. Jakkolwiek. Moje nieosiągalne ciacho kupiło dla nas mega mocne piwo. Szczerze troszkę się przeraziłam, bo należę do osób pijących baaardzo okazyjnie, a wypicie tak mocnych procentów w tak krótkim czasie nie wróżyło dla mnie niczego dobrego. Swoją drogą zrobił to specjalnie? Może chciał mnie upić i wydobyć ze mnie jakieś cenne informacje? A może chciał mnie wykorzystać? Nie! Toć to prawdziwy gentelman. Więc(nie zaczynamy zdania od WIĘC!). So... Piliśmy i sobie we trójkę rozmawialiśmy. W międzyczasie otrzymałam od niego kilka komplementów(do których podeszłam z dystansem, bo wiadomo jak to jest z facetami). Co do tych moich snów obydwoje stwierdziliśmy, że to dość dziwny przypadek, ale można to prosto wytłumaczyć, jego kumpel stwierdził, że to fetysz, na co moje nieosiągalne ciacho stwierdziło, że ma na to sposób "Poprostu dajmy sobie buzi i przejdzie. Sprawa będzie załatwiona" No way! Nie ze mną te numery. Za to niestety jak zwykle pod wpływem alkoholu rozwiązał mi się język i powiedziałam co myślałam, a mianowicie przypomniałam mu o sytuacji, w której się poznaliśmy i co o mnie wtedy powiedział do naszego wspólnego znajomego, czyli: "Niezła dupa". Pamiętał o tym, przeprosił, ale stwierdził, że miał być to komplement. Powiedział "To źle, że tak powiedziałem?"-"To źle, że nic dalej z tym nie zrobiłeś!". Na co jego kolega "Uuu chłopie." Stwierdziłam, że już powiedziałam to co miałam do powiedzenia i czas się zwijać nim coś się z tego wykluje. Akurat był czas, żeby iść do kina, humor mi dopisywał i lekko mną już kołysało. Pożegnałam się elegancko z panami i powiedziałam, że na mnie już czas. Moje nieosiągalne ciacho było już widać dość zmęczone i miał iść do domu, ale miał też nieodpartą chęć kontynuowania tego wieczoru w moim towarzystwie, więc wahał się czy nie pójść ze mną do kina. Wiedziałam dokąd to zmierza, a wiem też, że nie mogę sobie na to pozwolić, więc zgodziłam się tylko na odprowadzenie mnie pod kino. Kolega postanowił nas zostawić i wrócić do domu, natomiast moje nieosiągalne ciacho zatrzymało mnie na skrzyżowaniu i powiedział "Zatrzymaj się na chwilę, muszę Ci o czymś powiedzieć. Te smsy, które do mnie pisałaś były bardzo miłe, ale trochę mnie onieśmieliły i nie wiedziałem co odpowiedzieć".-"Chodźmy już"-odpowiedziałam. Muszę przyznać, że dobrze się bawiłam. Do jego słów podchodziłam z dystansem. Czułam się Panią tej sytuacji. W końcu role się odwróciły i to on zaczął zabiegać o moje względy. Niestety nie wiedział o pewnych sprawach. Nie wiedział, że już za późno. Później mu to uświadomiłam. Wracając do tej historii... W drodze pod kino zapytał czy może mnie złapać za rękę, ale spotkał się z odmową, więc nic nie ugrał. Pod kinem, gdy chciał się pożegnać podając mi dłoń, ja podałam mu dłoń w rękawiczce na co on poprosił czy mogę ją zdjąć, na co ja nie chcąc ujawniać jeszcze pewnej sprawy, a chcąc wybrnąć jakoś z tej sytuacji po prostu 'poszłam z nim w misia", na co on chciał mnie przyciągnać i pocałować, na co ja mu specjalnie uciekłam. Poszłam po popcorn, a potem dalej myśląc, że już dawno sobie poszedł. Stoję przy bramce, okazuję bilet, a tu zza pleców wyłania się on mówiąc do obsługi"Przepraszam najmocniej, chciałem tylko pożegnać się jeszcze z kuzynką, która na chwilę zawitała do *** i niedługo wyjeżdża. W każdym razie Miłego wieczoru kuzynko i dobrego filmu. Cześć". "Idź już do domu spać:)". Razem z obsługą mieliśmy niezły ubaw, a ja lekko spaliłam buraka i stwierdziłam"Ale siara". Na co oni "Nie no gdzie proszę się nie przejmować. W takim razie my również życzymy Pani udanego wieczoru. Haha". Jeszcze jak wychodziłam z sali to się do mnie uśmiechnęli. A on? Napisał jeszcze tylko, że szkoda, że ze mną nie poszedł, ale to wszystko jest ciakawą sprawą do obgadania. "Jutro?"-"Nie sądzę."-odpowiedziałam. "Już za późno". Tyle. Zbyłam go. Byłam tylko ciekawa czy następnego dnia napisze, czy z jego strony było to wszystko tylko pod wpływem alkoholu. Napisał. Nic znaczącego, bez podtekstów. Krótko i na temat-jak to on. Nie lubi smsować. Woli rozmowy przez tel i spotkania na żywo. Nie narzucał się, ale mimo wszystko dla bezpieczeństwa go zbyłam kolejnym nieżyczliwym smsem. Żeby się w nic nie wkopać. Ale potem przez całą niedzielę o nim myślałam. Cała ja. Co to w ogóle było? Napisałam"To co powiedziałeś o smsach ode mnie to było szczere czy po prostu liczyłeś na szybką przygodę?". Odpisał"Nie lubię szybkich przygód miłosnych, a też ze względu na moją pracę nie mam czasu na nic takiego. A piję, bo jestem alkoholikiem. Żyję z wymyślania, po alkoholu przychodzi największa wena, więc w pewnym sensie to choroba zawodowa.". Nic dodać, nic ująć. Później tylko stwierdził, że musimy się w końcu kiedyś spotkać na kawie i to wszystko obgadać. Ja stwierdziłam"Zapomnijmy o tym wszystkim.". Na co on"Pamiętajmy". Eh. Ah. Ugh. Co robić Panie ministrze? Jak żyć? Kiedy? Kiedy? I czy w ogóle? A może lepiej nie skoro już za późno?... Może zostawić to tak jak jest i nic nie zmieniać?