Także nastał ten smutny dzień, gdzie pisałam biologie na poziomie rozszerczonym (poszerzonym;P).
stresu takiego daaawno nie miałam, a powiem szczerze, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miała. pół nocy sie budziłam, a obudziłam się o 6 sama z siebie i tyle było. dobra tam... pomijając, że wnętrzoności ze stresu to się we mnie zwinęły i smiały, przez co myslałam, ze zdechnę z bólu;/ dobra, bez pitolenia. 39 zadań. 4 nawet nie ruszone.. w 3 lałam wodę, czy tam w dwóch, także nie liczę na punky, chyba, że cudem. no a reszta.... cholera wie, też ściemniałam, bo co miałam robić. dostałam zaćmienia na najłatwiejszych zadaniach i 10 min przypominałam sobie budowę kwiatu tulipana <ściana> i nadal nie wiem czy dobrze, ale nie chcę sprawdzać. poczekam na wyniki do czerwca...
także.. bardzo średnio, ale jest to już za mną, na szczęście. ;) co będzie to bedzie.... :)