Karnawał w Buenos Aires, szaleństwa Rio, tak zwana Niedźwiedzia Sobota w holenderskim Tilburgu wszystko to jest podmrugiwaniem nieboszczyka w porównaniu z nocnym życiem Krakowa. Już o godzinie siódmej wieczorem krakowianie szczelnie zamykają mieszkania i zaczyna się to, co Kasprowicz dowcipnie nazwał "wieczornym hymnem duszy". Żadnej taniej hałaśliwości! żadnych trywialnych tańców na ulicy! Kraków nocą niejako cofa się w siebie i, nie narażając się na koszty, odnajduje w sobie całe zawrotne bogactwo przeżyć wewnętrznych, czyli, żeby użyć wspaniałego sformułowania profesora Pietruszka, "rzuca się w wir wewnętrznej przygody". I to bez out-siderstwa i egotyzmu. "Skupione szaleństwa zbiorowe, nacechowane dyscypliną i elegancją, a nigdy nie wykraczające poza dozwolone normy zaciszności rodzinnej, to może najbardziej charakterystyczny rys nocnego życia Krakowa. Zbiorowe grywanie w domino, np. urozmaicone wspólnym jedzeniem chleba z masłem, zbiorowe nakręcanie zegarków bądź zbiorowe czytanie "Urodzonego Jana Dęboroga" oto wzory orgii higienicznych, które nierzadko przeciągają się do drugiej w nocy. Wieczory towarzyskie z dyskusją mają również wielkie powodzenie i pozwalają się wyżyć wzburzonym temperamentom i hormonom.
Konstanty Idefons Gałczyński "Nocne życie Krakowa" (fragment)