O mój Boże, o Boże drogi. Ile się dzieje. Bóg pewnie wie, więc co będę mu tłumaczyć, ale Tobie potencjalny czytelniku mogę z niezbyt wielką przyjemnością, ale jednak. 27 lipca roku pańskiego 08 wróciłam do domku, po weekendzie "ciężkiej pracy" polegającej na smażeniu się w lipcowym słonku, jeżdżeniu rowerem wodnym i ogólnym "byczeniu się". Tak więc zharowana po same uszy ostatkiem sił spotkałam się z Grzanką, my friend, bo dzień bez Grzanki to dzień stracony, a każda chwila z nią jest drogocenna itp. Itd. (ludzie lubią jak im się słodzi, ja też, dlatego wiem, jak cudownie działają na kogoś takie zabiegi). Spotkanie było krótkie, bo w tak zwanym "międzyczasie" dzwonił Karol, a ja, głupia idiotka (swoją drogą - czy idiotka może być mądra? Chyba nie. Więc po co ten epitet "głupia"?!) nie odebrałam, bo jak zwykle opanował mnie stres nie do opisania, paraliż całego ciała i lęk, że będę nudna i nie wyduszę z siebie słowa. A przecież przed Karolem muszę starać się być tą "naj". Wpadłam na genialny pomysł, ażeby ktoś mnie zdenerwował, bo jak powszechnie wiadomo - Ineczka poirytowana to Ineczka odważna, choć w zasadzie takowej odwagi do rozmów z ludźmi wszechpolskimi mi nie brakuje, mogę konwersować z pijakiem, dzieckiem, żulem ulicznym, czy też profesorem i jest mi właściwie dobrze; z obcokrajowcem byłoby gorzej, bo jak wiadomo lub nie moja znajomość języków obcych ogranicza się do bardzo ubogiego poziomu, ale nie dyskutujmy o tym, bo wolę siebie opisywać w superlatywach. Zaczęłam wydzwaniać szukając ludzi dobrej woli, którzy łaskawie by mnie wkurzyli. Jednakże chętnych nie znalazłam, ale poirytowanie przyszło samo, na Żanetę rzecz jasna, bo niewinny zawsze cierpi, wiem coś o tym. Złość jak mi przyszła, tak i przeszła, szybko i bezboleśnie, ale skutek pozostał, a z Karolem jak nie gadałam tak nie gadałam i ot mi cała historyja. Jednakże nie byłabym sobą, gdyby nie moje genialne pomysły, więc umówiłam się z Anetką w celu nabycia czegoś do skonsumowania, doładowania konta dla Karolka za 5 zł, albowiem chciałam żeby odezwał się do mnie choć słowem (tzn. choć SMS-em) i kwiatów, które Anetka dostarczyła dla Grzanki, jako "kwiaty z kwiaciarni" z bilecikiem, na którym było napisane wymowne "przepraszam". Oczywiście przeprosiny zostały przyjęte, bo jak tu się na mnie gniewać. No i cóż ... Karol znów dzwonił, nalegał, chciał pogadać, co cieszy mnie ogromnie i... odebrałam! Nareszcie! Rozmowa trwała chwilę. Szedł do pracy. Ale możliwość usłyszenia jego głosu... przeniosłam się jak w jakąś utopię, mogłabym stać z tym telefonem całą wieczność... Miał zadzwonić o 19:30, na dłużej. Oczywiście żyłam w stresie do tej godziny, ale dzień przeżyłam miło z dziewczynami, na przykład na wygrzewaniu się na ławce, tudzież huśtawce, czy też później śledzeniu "kobiety Bora", a zarazem siostry Karola, która ma mnie za kompletną szajbuskę, niestety. O 19:30 KK niestety nie zadzwonił, bo... padła multimedia! Rozumiecie? Jak już się odważyłam, to głupia multimedia musiała paść! Jestem w rozpaczy. Cóż... dzień zaliczam jednak do udanych, oznajmiam -dziś kończę 16 lat, 1 tydzieńi 1 dzień. Każdy dzień jest dobry do uczczenia czegoś, czyż nie?