Najpierw jest świetnie, mimo zmęcznia cieszysz się miłą atmosferą, uśmiechasz się chociaż, w głębi zżerają Cie codzienne problemy. Dzielisz się opłakiem, wzruszasz, znów uśmiechasz. Spotykasz przyjaciela.
I potem wszystko pieprzysz za pomocą jednego zdania. Potem chwilowo znów jest dobrze, śpiewasz, rozmawiasz, czekasz i wracasz do domu mniej szczęślwym. Na koniec jest najgorzej, tłumaczysz, kłócisz się, płaczesz, ktoś Cie przytula, ale to nie daje efektu. Ratujesz się gorącym prysznicem, pomaga, troche.
Fizycznie bolą plecy, stopy, dłonie i usta. Psychiczne cały umysł. + serce waży ze 100 kilo.
"dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień.."