Chyba mogę powiedzieć, że odżyłam.
Puste, a przynajmniej o 95% mniej zaludnione, niż tramwaj linii 8 o godzinie 14, galerie (photomonth.com) działają niezwykle uspokajająco. Wierzcie mi, że gdyby nie Witkacy, zginęłabym marnie (Bunkier Sztuki, GENIALNA wystawa. A jak już pojdziecie, to idźcie po schodach na górę, tam jest kolejna, ciekawie zaaranżowana, wystawa. Chyba możecie wydać 3 złote?). Brakowało mi weny fotograficznej i miejsca, gdzie nie napastowałaby mnie matematyka, francuski, czy też... ludzie.
Częściowo się "znalazłam", ale wśród ciągłych kłótni spwodowanych moją zasadniczością i zapominaniu o 'obietnicach', ciężko jest się skupić. Na dodatek poważne decyzje byłyby mile widziane, bo we wrześniu każą mi decydować o maturze, a już teraz - o studniówce. I kiedy dla mnie są to sprawy odległe o miliony lat świetlnych, inni mają już projekty sukienek, studiów, pracy ;). W każdym razie, mam dzień, na przemyślenie, czy interesuje mnie bal maturalny - tradycyjny przerost formy nad treścią - z wielką pompą organizowany w Muzeum Narodowym (kuropatwo ;p).
Teraz, siedzę, nad rolnictwem w Polsce. Gdybyście tylko widzieli moją wypaśnią mapkę z zaznaczonymi na niej uprawami pszenicy i innych takich <paker> <koks>.
A tak naprawdę, to nie mam na nic ochoty. Nawet czekolada, która była kawą, okazała się paskudna, pani w bufecie mruczała cos pod nosem, jak zwykle, niezorientowaną we własnym interesie. A spotkanie, które miało być miłe, było przykre.
Przepraszam za brak kontaktu ze mną.
(Agatko, MAKi, Małcinie, Brook)