Kawałek tkaniny skrada się po moich kościach obojczykowych. Włosy delikatnie pełzną po policzkach, głaszcząc zmęczoną bezsenną skórę. Rzęsy zamykają oczy coraz częściej. Krwawię z palców i ramion. Moje biodra wciąż płaczą i moje usta wciąż pozostają niewzruszone wobec każdej żywej tkanki, wobec każdej komórki błądzącej obok i przypadkiem wpadającej na jedną z moich komórek. Oddycham każdym spadającym liściem. Chłonę życie po kawałku z błyszczącego słońca. To morze lśniące gdzieś dalej uśmiecha się do mnie i przyciąga dłonie do wnętrza. Złote liście, błagające o chociaż jedną drobną chwilę uścisku płaczą wraz z nastaniem wieczoru. Tylko biedronki, bez smutku, bez żalu, niewinnie biegają wciąż po tych samych białych ścianach, jak gdyby były chore na życie. wciąż uśmiechają się do swoich kropek i zjadają stonkę, której jest coraz mniej... Wszystkiego jest coraz mniej..
Użytkownik szejnn
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.