Miała kilka sposobów na przywołanie natchnienia. Dziś wystarczyło odrobinę przygasić światło, zapalić kilka świec o jej ulubionym zwyczajnie parafinowym zapachu i zaparzyć kawę.
Kiedy odłożyła na stolik tacę z filiżanką usiadła między niezliczoną ilością poduszek na jej łóżku.
Uśmiechała się z kilku małych-dużych powodów. Niewiele potrzebowała do pozytywnego uniesienia i radości, jednak niedużo było trzeba zmartwień, aby mogła popaść w melancholijny nastrój. Dziś daleko było jej do przygnębienia i łez.
Zaczęła zastanawiać się dlaczego znów myśli o tym co już było ? Kolejny raz wracała do wakacyjnych chwil, pięknych, kolorowych i pełnych uśmiechu wspomnień. Jedynych i niepowtarzalnych.
Wraz z nadejściem wiosny należało odbić się od dna i wreszcie zacząć myśleć o jutrze. Marzyć, wierzyć, próbować. Uśmiechać się tak jak kiedyś. Do ludzi na ulicy, do sprośnych; śmiesznych myśli chwili, nachodzących jej głowę w parku czy tramwaju w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Do pięknej pogody, zwierząt, szczególnie do chmur i do kolorów.
Chciała na nowo uwierzyć w moc snów. Ba chciała, aby wreszcie zaczęło się jej cos śnić. Coś co dalekie jest odcieniom szarości, mrocznej intrydze. Chciała poznawać ludzi nawet we śnie. Pragnęła by ludzie w jej snach mieli twarze, żeby się uśmiechali i byli pełni życzliwości. Marzyła by śmiać się przez sen i znów mówić do siebie nocą, budzić się ze stopami na poduszce albo w łóżku w sąsiednim pokoju niewiedzą do się dzieje.
Wreszcie zaczęła marzyć co z tego, że o tym aby marzyć. Ważne, że jej się to udało.
Kawa ostygła, lecz w pokoju unosił się jej cynamonowy zapach.
chodzi bardziej o to, żeby uwierzyć w ludzi... <3
Dziękuję Pani Natalii za wiadomość ;-)