najlepszym antydepresantem jest milosc.
odurza i mąci umysl dajac poczucie bliskosi i szczescia..
bol nie mija z czasem, ja nawet nie potrafie sie do niego przyzwyczaic.
nie wiem jakim cudem przepoczwarzylam sie ze mnie w jakas zla bestie, ktora jestem dla rodziny.
niecalej rodziny, a jednak najblizszej. przynajmniej mloda nie zwatpi.
kobieta, ktora wydala mnie na swiat stoczyla sie na totalne dno. juz nie ma ratunku.
jak to fajnie jest wierzyc, ze komus zalezy.. ze jest sie najwazniejszym..
podczas gdy tak na prawde znajduje sie na samym koncu listy.
nic tak nie boli, jak klamstwa. jak zlamane obietnice. cisza, niechec naprawy.
nic nie zjebalam, nie zrobilam nic zlego, staralam sie w kazdej kategorii nie poddac i co?
zostalam sama i na prawde nie wiem co mam robic.