Wciąż czekam na cud, wielką miłość, wierzę, że wciąż jest możliwa...
Od lewej: Agata, Ismena, Emila, ja.
Znowu wszystko zjebałam, nie wiem sama czym.
Po raz kolejny wylewam niepotrzebnie łzy.
Po raz kolejny próbuję wszystko poukładać.
Na nowo chcę zacząć życie.
Albo skończyć je, przerwać krótką linię.
Stanąć nad przepaścią, złapać oddech, zamknąć oczy, skoczyć.
Chcę na nowo się narodzić, być beztroskim dzieckiem, którego jedynym zajęciem jest jedzenie i spanie..
Albo być nieżywym przedmiotem nieczującym bólu, cierienia. Bez uczuć.
Bez serca. Bez jakichkolwiek oznak życia.
Mówią, że coś się kończy a coś innego się zaczyna, ale nie dla mnie.
Jak coś się kończy, cały mój świat staje na głowie szukając logicznego wytłumaczenia
podjętej decyzji. Czy przeze mnie, czy przez kogoś innego.
Jestem nieszczęśliwym człowiekiem.
Moje ulubione zdanie od paru dni.
Wybacz, że nie jestem kimś, kogo sobie wymarzyłeś.
Jestem nieszczęśliwym człowiekiem...
Czuję, że nie potrafię się już nawet uśmiechnąć
Edit:
Popłaczę kilka godzin, poprzezywam GO w myślach, uszczypnę się w rękę na wszelki wypadek, i zmienię myśli. Przestawię swoje uczucia; nie będę nic czuła. Do nikogo. Będę zimną egoistką nieumiejącą wykrztusić z siebie dwóch słów złożonych z dziewięciu liter. Dziewięciu liter, które dla wielu okazały się szczytem szczęścia.
Wkrótce zapomnę jego zapach, kolor oczu, włosów, barwę głosu... wszystko. Czas mnie tego pozbawi, tak sądzę.
Tymczasem próbuję o tym nie myśleć. Pozbieram się. To nie może twać wiecznie.