to wszystko nie ma sensu. posrana rzeczywistość!
mam ochotę uciec na miesiąc i wrócić, aż wszystko się ułoży jak było. w ten sposób zobaczyła bym również kto jest prawdziwym przyjacielem, kto zauważył by, że mnie nie ma, a kto olał by to. brakuje mi właśnie takich ludzi, którzy 'nie pytając o powód smutku sprawiają, że pojawia się radość' i to akurat w tym momencie, gdy nie potrafię sobie ze wszystkim poradzić, gdy życie wali mi się, a wszystkie odrzucone i zapomniane uczucia nagle wracają i to z potrojoną mocą. sama już tego wszystkiego nie rozumiem. myśli latają jak szalone w mojej małej głowie i nie mam pojęcia jak je poukładać. przecież tak musiało być. teraz mogę mówić, co bym zmieniła, czego bym nie zrobiła i czego bym nie obiecała, ale jednak cieszę się, że to zrobiłam, jednakże zastanawiając się co by było gdybym zrobiła na odwrót. tak już jest i czasu nie da się cofnąć, chodź na pewno każdy chciał by to zrobić. ja wolała bym opcję "marzenia się spełniają" czy coś w tym stylu. piszę to już z jakieś dobre dwadzieścia minut, i ostatecznie stwierdzam, że nie potrafię "mądrze" pisać. głowa boli mnie już czwarty dzień, a dwa puste pudełeczka od leków na ból głowy leżą w koszu na śmieci.
a właśnie, uwielbiam siedzieć zawinięta w kołdrze, a na uszach mieć słuchawki i mieć tak dosłownie, wyjebane na wszystko.
jutro moja ukochana, pieprzona szkoła, pieprzona monotonia i pieprzona nauka.
chcę, żeby wszystko było normalnie!
ps. mam nadzieję, że to co napisałam nie jest dwuznaczne? ;)