photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 9 LIPCA 2013

LITTLE LIES II

Jak każdego ranka od x czasu wychodziłam do bramy i sprawdzałam pocztę. Nic. Codziennie to samo. Żadnego wezwania z sądu. Czyżby Bruno dał sobie spokój?

Wróciłam do kuchni tylnym wejściem i rzuciłam na stół ulotki. Jacob popatrzył na mnie nerwowo, trzymając na kolanach Lunę.

-I co?

-Nic, znowu nic- powiedziałam z ulgą.

Uśmiechnął się gładząc jasne włosy mojej... naszej córeczki.

Zjedliśmy razem śniadanie i w dobrych nastrojach poszliśmy pod Uniwersytet. Codziennie odprowadzałam mojego ukochanego pod budynek szkoły, a potem razem z Luną robiłyśmy zakupy. Tak samo było tym razem. Pożegnaliśmy się i Jake pognał na zajęcia jak zwykle ledwo zdążając na czas.

Poprawiłam zapięcie w wózku Luny, mała zaśmiała się klaszcząc w ręce.

-Pójdziemy do sklepu?- zapytałam głaszcząc małą po pulchnym policzku.

-Taaa!- krzyknęła podskakując.

Zrobiłam zakupy i wracałam do domu pchając wózek z dzieckiem. Luna spała, a jej biały kapelusz zabawnie opadał na czoło. Minęłam Uniwersytet wypatrując Jacoba, ale widocznie miał w tym czasie zajęcia, bo nigdzie go nie było. Minęłam budynek szkoły. 

Przechodziłam przez pasy. Wchodząc już na chodnik jeszcze raz jakieś dziwne przeczucie nakazało mi się odwrócić. Serce zabiło mi mocniej. Ta znajoma twarz. Boże. Dreszcz przebiegł po moich plecach. Mężczyzna obrócił się i też przeszedł przez ulicę. Popadałam w paranoję. Każdy miał twarz Bruna i każdy chciał odebrać mi dziecko. Przyspieszyłam kroku.

W domu nie mogłam się jeszcze długo uspokoić. Delikatnie przeniosłam śpiącą Lunę do kołyski w salonie i posprzątałam dom. Gotowałam obiad i pijąc kawę czekałam na Jacoba. W końcu usłyszałam szmer kluczy w zamku. Jake wszedł do pokoju rzucając na podłogę torbę z książkami. Przywitał mnie pocałunkiem w policzek.

-Jak minął dzień?- zapytał.

-Jak zwykle- odpowiedziałam.- A tobie?

-Masa nauki... zjem i muszę lecieć do szpitala na praktyki- zasmucił się.- Znowu wrócę dopiero wieczorem.

-Nałożę ci obiad- powiedziałam z uśmiechem, starając się podnieść go na duchu.

Usiedliśmy przy stole zabierając się za jedzenie. Usłyszałam kwilenie dziecka i po chwili wróciłam do kuchni z zaspaną jeszcze Luną w ramionach. Posadziłam ją sobie na kolana i wspólnie jedliśmy obiad.

-W sobotę mamy bankiet dla studentów, pójdziemy razem?- zapytał Jake.

-A co z Luną?- od razu zmartwiłam się.

-Znajdziemy najlepszą opiekunkę w Kalifornii, obiecuję!

-Ooo nie- powiedziałam przytulając dziecko do siebie.- Nie ma mowy.

-Stello, nie możesz zamykać się na ludzi... Odkąd tutaj zamieszkaliśmy tylko zajmujesz się dzieckiem i domem. Nie chcę, żebyś tkwiła w domu.

-Nie przeszkadza mi to- odpowiedziałam krótko.

-Nie gniewaj się- powiedział.- Chcę tylko, żebyśmy sobie we dwoje gdzieś poszli, odpoczęli. Zobaczysz, wszystko będzie w porządku.

-Ok- zgodziłam się.- Ale nie będziemy do późna!

-Obiecuję. Muszę już lecieć- powiedział wstając od stołu.- Wieczorem znajdziemy jakąś nianię. 

Pognał do szpitala, a ja jak każdy wieczór spędziłam w domu z Luną.

 

Przepraszam, że takie krótkie i nijakie, ale jeszcze jestem wykończona podróżą. Jutro na pewno coś fajniejszego napiszę, mam już masę pomysłów! ;>

Komentarze

niebieskafala super:)
11/07/2013 8:44:27
neverxendingxstoryx3 świetne :*
10/07/2013 10:58:11
varietyofstories Co Ty gadasz, jest dobre, chociaz wiem jakie masz uczucia gdy myslisz ze piszesz cos bez sensu :-)
Czekam na te Twoje pomysły ^^
09/07/2013 23:18:35
puregold Doookładnie :)
09/07/2013 23:01:10
julita1506 świetne
+ zapraszam do siebie
09/07/2013 23:00:05
mywordforyou Ten dupek mógł się nie mieszać do jej życia. Nie chciał ich córki. Eh...
Ale Jacob <3
09/07/2013 22:57:16