Jezu, moje maleństwo. :3
Tak leżąc dzisiaj o 9 rano z Toffinką i oglądając program o dinozaurach, psach, rekinach doszłam do pewnych wniosków.
Bo to zaraz będzie już drugi rok spędzony z tą besią na zdjęciu. Jeeej, gdyby nie ona to ja nie wiem jakby to wszystko wyglądało. Może to i głupie tak rozczulać się nad zwierzęciem, ale nikt mi nie powie, że one nie mają uczuć.
Nie zapomnę jak tata przywiózł ją w zimę, postawił na podłodze, a jej się tak słodko łapki rozsunęły i pacnęła na podłogę. Podniosła łepek do góry, spojrzałą na mnie i zamerdała ogonkiem. *.* Od tamtej pory wiedziałam, że to małe czekoladowe coś będzie najważniejszym stworzeniem w moim życiu. To ona musiała znosić wszystkie moje żale, gdy wracałam ze szkoły, ona przychodziła do mnie i przytulała się jak leżałam i płakałam. Tylko ona potrafi tak cudownie poprawić mi humor, samym swoim oddaniem i radością. I jak tu nie kochać zwierzęcia gdy widzi jej się bezgraniczną miłość i radość gdy wraca się do domu? To szalone merdanie ogonem, skakanie. :3
A teraz pozdrawiam moje rozkminy z rana, bo wczoraj rozpieprzyłam sobie staw biodrowy i nie mogę chodzić, okej.