i to było tak, jak gdyby zaczął
sypać na mnie różowy jakiś śnieg, i czułem, jak od gardła w dół, do
brzucha, zalewa mnie jakieś ciepło, i czułem, jak kruszą się we mnie
jakieś wielkie twarde granitowe skały, całe wielkie góry i rozpadają się
łagodnie, rozsypują się miękko, tkliwie, bezgłośnie.
czuję się... udomowiony. :*