Miałam dzisiaj baaardzo dziwny sommeil.
Była Wigilia, a w domu byłam tylko ja, babcia, Przemek, Natala i ciocia, która później
zniknęła. Babcia przez cały sen robiła w kuchni uszka, Przemek gadał z Natalą. Ja postanowiłam
iść do piwnicy, bo tam miała być jakaś kartka na drzwiach z fajnym napisem, nie pamiętam.
W każdym razie poszłam, kartki nie było. Jak wracałam na górę jakiś facet gadał z żoną (?) z
otwartymi drzwiami do mieszkania. Ja się oczywiście zatrzymałam, a on wtedy do mnie biegnie.
Weszłam do domu i zamknęłam drzwi. Później nie wiem jak to się stało, ale weszło do tego
'mojego' (nie wiem czyje to było mieszkanie, we śnie robiłam w nim wszystko jak u siebie)
mieszkania 4 facetów i się na mnie rzucali. Wtedy właśnie odkryłam, że mam pistolet w ręcę i ich
zastrzeliłam. Jak taki jeden popatrzył na mnie do połowy martwymi oczami, obudziłam się. Spałam
tyle godzin, a wstałam wykończona w końcu. Nie chcę takich świąt, chce normalne, bez zabijania
nikogo! xd
Zaraz się ubieram i jadę po rzeczy na ten stroik i prezent dla K. Nieeeeee chce mi się.