photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 5 MARCA 2021

 Trochę wspomnień z Gdańska. 

 

Wiele razy już próbowałam cokolwiek tu napisać, bo przecież to mi kiedyś pomagało. Już dziesięć lat temu próbowałam tu wykrzyczeć jak bardzo mam dosyć swojego życia, jak bardzo chciałabym je zakończyć. Wtedy pisałam to by ktoś to zauważył, by ktoś mi pomógł, bo sama tak bardzo nie dawałam rady. Miałam 15 lat, a tak bardzo chciałam, żeby moje życie się skończyło, a jednocześnie tak bardzo chciałam zwrócić na siebie uwagę, żeby ktoś w końcu zrobił coś, żebym potrafiła żyć, umiała sobie z tym wszystkim radzić. Sama nie wiedziałam czym ma być to "coś" . Chciałam, żeby ktoś powiedział tej piętnastoletniej mi, że ej, nie jesteś sama, chcę wiedzieć co czujesz, jesteś kurwa ważna. Pomógł mi ogarnać te wszystkie myśli i emocje. Nie planowałam nawet dożyć dłużej niż do osiemnastki. A jednak, tak sobie żyłam, z każdym rokiem zmieniając to miejsce w mój azyl, tracąc już nadzieję, że cokolwiek się zmieni, ukrywając się pod czarną czcionką. I tak sobie żyłam przez 10 lat, mając swoje lepsze okresy w życiu, jednak nadal mając gdzieś z tyłu głowy "ej kurwa Kamila, nic nie jest dobrze, to tylko chwilowo, przecież wiesz, że to zjebiesz". I doszłam do lat 25, a ta laska sprzed 10 lat nadal jest w mojej głowie, nadal tak kurewsko nie radzę sobie z życiem, ze sobą, z innymi ludźmi. Czuję się tak strasznie mało istotna, tak strasznie nieważna dla świata, tak strasznie nie warta jakiejkolwiek uwagi od kogokolwiek. Za każdym razem jak coś powiem, milion myśli, co ktoś pomyśli, czy powiedziałam coś głupiego, napewno powiedziałam, po co to powiedziałam, teraz Cię wyśmieją, pomyślą, że jesteś zjebem, nie zasługujesz na uwagę od niej/niego. Każdego dnia wyjście do pracy jest kurwa wyprawą życia, a samo ogarnięcie się do wyjścia wyczynem wartym conajmniej kartonu szlugów. Każdego dnia gdzieś w głowie jestem tą 15-sto latką siedzącą na materacu w kącie swojego różowego pokoju z żyletką  w ręku i krzyczącą w myślach, by ktoś jej w końcu pomógł. Każdego dnia próbuję sobie z tym wszystkim radzić i każdego dnia przegrywam. I mówię sobie ej, jesteś już dorosła, poznałaś tylu wspaniałych ludzi, w tym  jedną która tak bardzo rozumiała co czujesz bo sama przechodziła to samo, była pierwszą osobą, która realnie starała się Ci pomóc, dała poczucie, że kurwa naprawdę masz znaczenie, jej pierwszej uwierzyłaś, że to prawda, była Twoją bohaterka, sprawiła, że naprawdę wierzyłaś, że będzie lepiej... co poszło nie tak, że znów nie wierzysz.  I to pytanie zawsze pozostaje bez odpowiedzi. A to sprawia, że codziennie gdy próbuję ogarniać życie bardziej, nie być tą dziewczyna sprzed 10 lat, kończy się zawsze tak samo. Codziennie przegrywam sama ze sobą. Codziennie tak bardzo chciałabym poprostu zniknąć i nie musieć już udawać, że sobie radzę.