No tak, wreszcie pogadałem z przyjacielem i nagle wszystko zepsóło się z przyjaciółką, czy to jest jakiś znak? Ale niby jaki? Chyba taki, że nie można mieć wszystkiego czego się chce. Ale ja nie chce dużo. Odrobiny szczęścia, nic więcej. Naprawdę, nie wymagam wiele, ale chyba tak już musi być, niestety. Nie chce za bardzo wam wywodów pisać ponieważ zapewne nie będziecie tego czytać. Właściwie.. zauważyliście, że Nie tak łatwo pogodzić się z tymi wszystkimi przykrymi rzeczami.. zdarzeniami, które kiedyś nam się przytrafiły, prawda? Czemu nie umiemy pamiętać tych wszystkich pięknych chwil, a rozpamiętujemy tylko te wszystkie smutne, przykre.. Czy to jest tylko wina tego, że na te gorsze chwile poświęcamy więcej emocji? A może my to robimy celowo? Tylko w sumie jaki byśmy mieli z tego zysk, w końcu to nas tylko męczy. Czy nie łatwiej by było zapomnieć o tym wszystkim? Nałożyć na usta uśmiech, ale nie taki jaki ma teraz na sobie 3/4 ludzkości, taki prawdziwy.. no bo w końcu " uśmiech jest połową pocałunku ", a czy pocalunek nie jest przyjemny? Jasne, że jest.. dajmy sobie i innym tą przyjemność.. bądźmy szczęśliwi, pogodni, nie przejmujmy sie niczym, żyjmy chwilą. No nic, kończe to dodam prawdopodobnie jeszcze coś wieczorem.
" god bless the broken road "