Jak co dzień siedzę w kościele. Znowu się zastanawiam co tu robię. Miesiąc temu zmarła mi matka. Kochałam ją bardzo i nie mogłam uwierzyć, że jej już nie ma. Od tego czasu codziennie przychodzę do kościoła i modlę się za nią, i dalej siedzę i patrzę na ołtarz. Ksiądz na początku dziwił się, ale później zrozumiał, że muszę oswoić się z tym, że zostałam sama. Nie mam już nikogo. Nie chcę wracać do domu, bo tam wszystko mi przypomina zmarłą osobę. Dlatego też przychodzę codziennie i siedzę sama w kościele. Jestem na wszystkich mszach jakie są w te dni. Niektórzy się dziwią, że tak robię, ale inni znali moją mamę, która była bardzo dobrą i miłą osobą, pomagała wszystkim, dlatego rozumieli mój ból po śmierci jej. Pewnego dnia gdy tak siedziałam do kościoła wszedł ktoś. Jak zwykle patrzyłam na ukrzyżowanego Jezusa na ołtarzu. Usiadł on koło mnie. Nie była to godzina mszy, więc mnie to trochę zdziwiło. Najpierw pomodlił się, a potem normalnie usiadł i prawdopodobnie rozmyślał. Postanowiłam nie przejmować się tym i dalej myślałam nad swoim życiem.
-Od jak dawna tu przychodzisz? przerwał po chwili ciszę pytaniem.
-Od miesiąca. odpowiedziałam szeptem.
-Dlaczego? znowu zapytał. Spojrzałam na niego. Miał podniesioną grzywkę do góry, piękne niebiesko-zielone oczy i równe białe zęby. Delikatnie się uśmiechnął do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Dlaczego taka ładna dziewczyna marnuje dni na przesiadywaniu w kościele? cały czas patrzył się w moje oczy. Nie wytrzymałam, oderwałam oczy od niego.
-Ta dziewczyna ma skończone życie, nie ma nikogo. odpowiedziałam.
-To nie prawda. Uwierz w siebie. Straciłaś matkę, ale to nie znaczy, że nie masz już nikogo innego. Mama pewnie nie chciałaby żebyś marnowała życie i psychikę na to. Zastanów się nad tym. Do zobaczenia jutro. powiedział z powagą i odszedł.
Od tego czasu ten chłopak nie dawał mi spokoju. Cały czas tkwił w mojej głowie. Nie miałam pojęcia co on ma na myśli, że jutro się spotkamy. Jednakże miał on racje, mama by nie chciała tego. Postanowiłam przyjść na następny dzień i czekać na niego. Gdy wszedł usiadł znowu koło mnie, ale tym razem nie pomodlił się. Od razu spojrzał na mnie, a ja na niego.
-Miałeś rację. Mama by tego nie chciała. rzekłam po chwili.
-Widzisz. Chodź stąd, a pokażę ci coś. uśmiechnął się i razem wyszliśmy z kościoła. Szłam za nim. Prowadził mnie na cmentarz, w miejsce gdzie leży moja mama. Nie chciałam na to miejsce patrzeć, ale chłopak mi kazał. Spojrzałam. Zobaczyłam nie drewniany jeszcze krzyż, tylko prawdziwy duży grób. Nie wiedziałaś co to miało znaczyć. Nie myślałam jeszcze o pomniku, a on już stoi. Wszyscy sąsiedzi i znajomi złożyli się na ten grób. Wszyscy ci chcą pomóc. Jeśli potrzebujesz pomocy, przyjdź do nich, albo pomódl się do swojej mamy. Ktoś z tych osób ci na pewno pomoże. mówił spokojnie.
-Kim ty w ogóle jesteś?! krzyknęłam.
-Twoim aniołem stróżem, dawniej na ziemi Nathanem Sykesem, twoim bratem. Teraz ja cię pilnuję, ja ci będę dawał siłę. Pamiętaj o mnie i o mamie. Czekamy na ciebie. uśmiechnął się i zniknął.
Nie mogłam uwierzyć. Mama mówiła ci, że miałam starszego brata, ale nie mówiła kim jest. Od tego czasu przestałam chodzić do kościoła. Normalnie uczęszczałam do szkoły i znalazłam pracę. I tak jak mówił Nathan, wszyscy mi pomagają, a tu sąsiadka coś ugotuje, a tu sąsiad naprawi. Cieszę się tym, że jeśli nawet umrę, ktoś będzie za mną płakał, i nie zostanę w niebie sama, tylko z mamą i Nathan'em, moim aniołem stróżem&