A piece of someone.
# 4
Po długich rozmyślaniach Afrodyta zrozumiała, że popełniła bląd. Nadal zależało jej na Lorenie, a Erik był tylko odskocznią od cierpienia. Nie, nie bawiła się jego kosztem, po prostu zrozumiała, że to jeszcze nie to. Mimo tych godzin spędzonych razem z Erikiem nie czuła do niego nic, oprócz zwykłej przyjacielskiej więzi. Postanowiła więc, że pójdzie do Lorena i wszystko naprawi. Okazało się to jednak niezwykle trudne..
- Cześć Loren.
- Afrodyta?! Co ty tu robisz?!
- Ja.. chciałam cię przeprosić. Źle zrobiłam, uwierz mi. Niepotrzebnie z tobą zerwałam.
- I co, ty po tym wszystkim chcesz do mnie wrócić?! Tak po prostu?! Nigdy, zapomnij!
- Ale proszę! Wysłuchaj mnie! Zrozum, ja nie chciałam! Proszę!
- Odejdź!
Loren wypchnął Afrodytę z domu, po czym zatrzasnął za sobą drzwi. Afrodyta usłyszała za sobą ciche westchnięcie. Odwróciła się prędko.
- Erik?
- Nic nie mów, myślałem, że chcesz być ze mną, a ty mnie wykorzystałaś.
- Nie, to nie tak. Ty jesteś dla mnie po prostu przyjacielem.. Nikim więcej... Przepraszam.
Chłopak odwrócił się od niej i z bolącym sercem pobiegł w stronę domu. Ale namieszałam!, pomyślała Afrodyta.
Idąc w stronę domu wytykała sobie, jaką to jest kretynką Teraz już nikogo nie mam! Wszystkich zreniłam, zachowałam się jak egoistka! Jej rozmyślania przerwał nagły ból w klatce piersiowej. Z hukiem upadła na ulicę. Jedyne co zobaczyła to swoją krew na drodze i mocne światła samochodu.
No, trochę się dzieje. ;D
Może dodam drugą notkę, mam mało lekcji. :D
PS. Wiem, trochę naginanie bytu simsów, bo tam raczej auto nikogo nie potrąci (a szkoda, byłoby ciekawie :D)