Chodziliśmy w kółko bezowocnie szukając wyjścia z tej jakże mrocznej otchłani Wesołego Miasteczka... Razem z nieskazitelną Gabryśką (posiadającą kolorowe gadżety) i przebiegłą Gosią (o czystych włoskach) wpadłyśmy na pomysł wykonania katapulty, która ułatwi nam wyjście z tego wypełnionego nietoperzami chorobliwie zimnego miejsca... Okazało się, że nie tylko nietoperze stanowiły naszą jedyną przeszkodę.W trakcie (już chyba setnego) śpiewania obozowej piosenki Ogórków z pokazywaniem, w pewnej chwili zza zakrętu wyskoczyła na nas z siekierą postać "Krzyku" z obrazu Edwarda Muncha... Wystraszyłyśmy się? Nie, przecież to nie byłoby w naszym stylu, także roześmiałyśmy się najgłośniej i jak najszybciej uciekałyśmy! Dziewczynom się udało, ale nas niefortunnie złapał...a może to my jego złapałyśmy??
Monika trzymała jego, on mnie a ja...chyba tylko niewidzialnego Franka...