Najbardziej w świecie nienawidzę hipokryzji. Jest to taki wstrętny twór ludzkości, od którego głowa boli...
Po raz kolejny wmawiają mi, że zarzynam konia. Po raz kolejny wmawiają mi, że nie obchodzi mnie jego cierpienie. Po raz kolejny ich racja jest bardziej "ichsza" niż "mojsza". Po raz kolejny się wymądrzają, wiedząc gówno. A najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że jedyne, kim stali się w życiu, to hipokrytami... Niech najpierw spojrzą na siebie, bo łatwo jest zmieszać kogoś z błotem bez jakiejkolwiek wiedzy, z umiejętnościami, które leżą i turlają się po podłodze. Ze śmiechu.
Łatwo...
A wmawianie mi, że nie szanuję konia, że nie chcę widzieć jego cierpienia to jak strzelenie sobie w rosyjskiej ruletce w pusty łeb. Tyle, ile ja zrobiłam dla niej, tyle hipokryci nie robią dla swoich czterokopytnych. I TO wiem na pewno... Mam wgląd.
Wyładowałam się.
Dobranoc.