Świat wypadł mi z moich rak. Wszystko wypadło... Kontrola, poczucie godności, radość.... Poczułam sie jak niekonsekwenta, słaba, gruba suka. Tak, nie pisałam bo nie miałam sił. Nażarłam sie w sobote jak jakaś świnia... Potem połowe z tego wyrzygałam. Nie miałam sił by do was pisać.... Poczułam się rozwalona psychicznie, fizycznie z resztą też... Jeden mały inceydent a zaniszczył mnie doszczętnie. Poczułam się jakbym przegrała całą walkę. O wszystko.
Wczoraj nie zjadłam praktycznie nic....
Ś 10-11: Kawa 52kcal
O12-13: 2 ziemniaki 65kcal, kapusta 50kcal
K 21-22: trochę łososia. 121 kcal
suma - 288kcal
Stanęłam dzisiaj na wagę i - o dziwo - schudłam... waga= 54,9 kg. Jestem zadowolona z wczorajszego dnia. Gdybym zjadła więcej nie byłoby tak fajnie po sobocie... Nie mogę tego sobie zrobic następnym razem, niszcze się przez to. Najgorsza jest moja mama... cały czas wciska mi jedzenie na siłe, cholera nie wiem już co jej mówić.
A u was jak tam motylki ? :***