Jakiś czas temu - dokładnie nie wiem.. może dwa tygodnie wstecz, usłyszałam, że na tym świecie prawdziwa jest tylko śmierć. Tylko ona zadziwia swą pewnością siebie, stałością, niezmiennością. W ciągu ostatniego tygodnia przekonałam się, że to prawda. Wszystko może się zmienić w ciągu zaledwie kilku minut, całe życie. Tak jak staje się czymś fascynująco pięknym, tak przez kilkanaście minut może być koszmarem. Miewałam już takie huśtawki emocjonalne. Było źle, po czym, gdy postanawiałam, że wszystko zmienię, przy tej odrobinie starań, było idealnie i na odwrót. Wszystko powtarzało się cyklicznie. Śmierć jest niezaburzonym cyklem. Jedynym, którego nie da się zaburzyć na określonym etapie. Gdy nadchodzi nasz czas, gaśniemy jak zdmuchnięta świeczka. Ludzie cierpią lub o nas zapominają. Prędzej czy później i tak zaczynają żyć na nowo, normalnie. Jednak najważniejsze to zapisać się w pamięci, jako niezwykła istota, mieć aspiracje. Osobiście chciałabym zmienić świat lub w odległej przyszłości, oddalić się od zgiełku, wszechogarniającego zamętu. Teoretycznie jednostka nie może zmienić świata, ale.. gdy chodzi o zmianę świata dla kogoś, nie ma rzeczy i sytuacji niemożliwej. Człowiek to istota pełna nadziei i pomysłów, które są zaprzeczeniem tezy, że nic nie możemy zmienić. Wystarczy iskra, by zapłonęły lasy. Mam swój własny świat, w wielu kategoriach, które różnie można rozpatrywać i rozumieć. Gdy piszę, zawsze chaotycznie, ponieważ bezład tychże wypowiedzi, odzwierciedla to, co dzieje się w mojej głowie, odzwierciedla stosunkowo naturalny porządek świata, w którym przy odrobinie nawet niezbyt wnikliwej obserwacji można podać milion przykładów chaotyzmu. Mój świat mogę objąć dwiema rękami. Hierarchia wartości.. no właśnie. Świat to dziwne pojęcie, które można rozumieć bardzo ogólnie lub na dosyć indywidualny sposób. Gdyby ktoś zapytał, poradziłabym ten drugi. Daleeej. Dlaczego zaczęłam od tematu śmierci ? Tak jak wspomniałam na początku, całkiem niedawno usłyszałam, że tylko ona jest prawdziwa. Umiera mój pradziadek. Dosłownie piętro niżej. Kiedyś powiedział, że życie skończy się dla niego w momencie, kiedy przestanie móc jeździć rowerem. Nastał ten moment. Ale zazdroszczę mu jednego.. Jest przy nim rodzina, jego żona od ponad sześćdziesięciu lat. Kiedy zobaczyłam jak siedzi przy jego łóżku, gdy byli sami.. gdy trzymała w ręku różaniec i patrzyła się tak czuło. Modliła się, mówiła coś sama do siebie, opowiadała mu historie. A ja stałam i patrzyłam zza rogu i ledwo powstrzymywałam się od płaczu. Coś we mnie pękło. Zazdroszczę takim ludziom. Zazdroszczę im tego, że bez względu na wszystko są razem, kochają się od tylu lat "dopóki śmierć ich nie rozłączy" i dłużej. Dzięki temu wierzę w taką miłość. Jest pełna wyrzeczeń oraz prób, ale dzięki tym ludziom dalej wierzę i szczerze ich podziwiam.. za to, że gdy linia życia drugiej osoby staje się coraz prostsza, ta pierwsza stara się nie poddać, funkcjonować dalej. My akurat przeżywamy świt.. świt naszego życia.
~ I choćbym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę.