odsyłam do zdjęcia poprzedniego przed obejrzeniem tego. a najlepiej do początku relacji z pominięciem drobnego odstępstwa gdzieś w środku relacji. :-)
...tytuł mówi sam za siebie. Oto Urbaszkowa czapka, która chodziła z nim wszędzie, ludzie dziwnie się patrzyli, czasem się smiali, ale my byliśmy zadowoleni. Hubert tak pędził przed siebie że później to już tylko po czapce go z daleka rozpoznalwaliśmy:-) bo drugiej takiej nie było chyba w promieni wieeeelu kilometrów.
Przy okazji obiecałam napisac o cytrynówce. Tak więc Hubert był głównym ( razem z Tomeczkiem ) twórcą cytrynówki, która umilała nam czas spędzany na polu namiotowym. Przepisu dokładnie nie pamietam, nie wiem zresztą czy mogłabym go podać tutaj publicznie, ale dam wam jedną radę - bez moczenia w niej nóg Imbiora po całodniowym chodzeniu cytrynówka jest do niczego:-D
Nie wiem ile litrów chłopcy wypili w ciągu tej wyprawy, ale hmm... dużo...:-)
Generalnie ta cytrynówka doprowadziła do nawiązania więzi między naszymi "obozami" ale o tym przy Stanisławie, bo to JEGO historia;-P