Zdjęcie stare, bielskowe, lubię je nawet.
Takie życie, że umierając z nadmiaru wrażeń o istnieniu których nie mieliśmy pojęcia nie znajduję czasu na dzielenie się pisemnie, rysemnie i w inny sposób artystycznie swoimi przeżyciami wewnętrznymi, o wiele częściej natomiast robię to słownie, ku zdumieniu głównie moim a rzadziej otoczenia.
Nie jest źle. Jest lepiej, niż kiedykolwiek. I nigdy wcześniej nie przypuszczałabym, że tacy świetni ludzie, jakich ostatnio poznałam, w ogóle mogą istnieć, to raz. A dwa to to, że być może to we mnie w środku coś pękło i zaczęło się swego domagać. I pomijając fakt, że wszystko w moim obecnym życiu idzie z grubsza po mojej myśli nie wyzbyłam, i w najbliższym czasie z pewnością nie wyzbędę się nawyku nienawidzenia i niszczenia wszystkiego i wszystkich, którzy ośmielają się stanąć na mojej drodze do osobistego szczęścia. Gniew odzywa się nadal, i mogłabym złorzeczyć, i jako ten "Wrathchild" Ironów krzyczeć i swego się domagać, nie myśleć a kląć, nie rozumieć a deptać.
W tłumie ludzi bliskich i dalszych każdy głośno wykrzykuje swoje "ja".