Potrafię nawijać w kółko przez godzinę, zupełnie o niczym.
Kiedy trzeba, nie powiem ani słowa. Zadziwiające, jak uparcie można milczeć wtedy, kiedy słowa naprawdę by się przydały.
---
Trzecia kawa z rzędu. I nic mnie już nie obchodzi, tylko oczy pieką.
[i]"Skoro nie potrafię uczynić swego życia lepszym, zrobię to, co umiem. Pogorszę je."[/i] Po głowie mi chodzą te słowa, tak bardzo adekwatne.
Jakże rozkosznie jest rujnować sobie wszystko.
Albo pozwalać, by samo się rozpadało. A mogłabym do czegoś dojść, wierzcie mi.
Czasem już po prostu śmieję się z tego absurdu zwanego moim życiem. Groteska, zaprawdę groteska.
Żałosne.
---
Od pierwszej lekcji odliczanie do ostaniej. Odbieramy sobie, drogi kolego, życie linijką czy nożyczkami?
Potem Jazz.
Powłóczenie i potykanie w stronę domu. Boże, znowu mnie tramwaj nie przejechał.
Dlaczego znowu mnie tramwaj nie przejechał!
....Bo po drodze torów nie było.
Jest niby dobrze. A jednak jak boli, jak boli, jak cholernie, upokarzająco, stale boli.
---
Tak się zaczyna schizofrenia.