Miałam przed chwilą przebłysk czegoś ważnego, myśli, uczucia - zniknął zmyty strumieniem nut dobiegających z głośnika. Chwilowe, nieco bolesne natchnienie, uzmysłowienie, po czym znowu jest spokojnie. Smutnawo nieco, ale jednak spokojnie. "A name" Johna Frusciante obrazuje idealnie, zapadając w serce.
Trudno jest mi przyzwyczaić się na nowo do nauki po ponadmiesięcznej przerwie, tak, jak trudno było po pomaturalnej, pięciomiesięcznej. Gąbki i parzydełkowce z ich parzydełkami opanuję ostatecznie jutro, są w końcu takie rozkoszne i niczego nieświadome.
Zdjęcie by Wojtek, lubię tę serię nadodchłanną. Abyss.
Czekamy na kuriera. Kiedy sobie o tym przypomnę, stres gnieździ się w moim żołądku, a bardzo tego nie lubię, bo jest lokatorem wijącym się, nadymającym i gmerającym.